Chillout przy herbacie



Byłem w raju... Przez chwilkę... - 16.04.2016

- A teraz zrobi pan coś, czego najprawdopodobniej jeszcze w życiu pan nie robił... - niewidoma dziewczynka ma tak ciepły głos, że mógłbym jej słuchać i słuchać...
- A co takiego?...
- Da mi pan autograf...
- Ale... - momentalnie zaczynam zastanawiać się w myślach, jak tu nie wprowadzić uroczej dziewczyny w zakłopotanie. Przecież kilka osób już mnie o autograf w życiu poprosiło. Jak z tego wybrnąć? Co jej odpowiedzieć?
- ...ale nie taki zwykły - dziewczynka jakby zgadywała moje myśli. - Da mi pan zaraz autograf dźwiękowy. Robił pan to już kiedyś?
- Co?... Jak?... Nie... - wybudzam się małego zakłopotania. Tym razem mojego. - Nie, nigdy! - wykrzykuję podniecony, bo sama perspektywa dania autografu dźwiękowe jawi się wręcz szałowo! - Jak to się robi?
- Normalnie... Mówi pan po prostu to, co chciałby mi pan napisać w dedykacji w książce. Gotowy?
    Prowadzący dziewczynkę wyższy kolega podstawia mi specjalny dyktafon. Włącza przycisk "nagrywanie" i już można mówić. Niesamowita sprawa. W życiu się nie spodziewałem, że kiedykolwiek ktoś poprosi mnie o autograf dźwiękowy.
    Zresztą, ten poranek obfitował jeszcze w wiele innych nowości, których nie miałem prawa się spodziewać. Może więc po kolei...

W piątek 15 kwietnia znajome siostry franciszkanki z Lasek zaprosiły mnie do siebie, abym opowiedział ich wychowankom - w większości dzieciom niewidomym i ociemniałym - na temat swoich podróży.
Kochani!!!
Co tu wiele gadać. Ja w piątek byłem w raju! Tak!
Powtórzę: przez przeszło 2 godziny byłem w raju.
Wyobraźcie sobie teraz przez chwilę... Puszcza Kampinoska. Słoneczny, przepiękny poranek. Wiejska cisza. Jasna przestronna sala biblioteczna sióstr. Drewnianych półki uginają się od książek napisanych w alfabecie Braille'a. I one... Kilkadziesiąt dzieci. Z na wpół przymkniętymi oczami. Reagujące na każdą historię, na każdy żart, mimiką twarzy. Uśmiechem, wybuchem entuzjazmu. Taką naturalnością. A po chwili ponownie zanurzające się w swoim świecie. Świecie wyobraźni. Zza przymkniętych powiek. Część trzymała głowy nisko - tak im widocznie łatwiej wyobrażać. Część patrzyła przed siebie. Z początku było mi trudno. Starałem się mówić maksymalnie opisowo. Jednak po chwili odtwarzana w tle muzyka mojego występu zaczęła mi pomagać. Współtworzyła całą kompozycję. Zrobiło się bajkowo. Ktoś na Górze zadziałał. ;)
Dzieci siedziały i słuchały. Z zamkniętymi oczami. Śmiały się, czasem coś do siebie szeptały. Jedna para wtuliła się w siebie i nagle widzę, że mężczyzna całuje delikatnie swą niewidomą partnerkę. Czułość do potęgi setnej. Oniemiałem. Jakieś to było czyste! Mówiłem jednak dalej. Muzyka snuła swoją opowieść. Ja swoją Chyba sobie nie przeszkadzaliśmy. Słowa, słowa, słowa... Wyobraźnia...
Takiego występu jeszcze nie miałem. Naprawdę...
Na koniec dzieci przymusiły siostrę, aby "Czekając na Duida" doczekało się wersji Braille'a. Udało im się. Ponoć ma być. Już wkrótce. ;)
Nawet nie macie pojęcia, jak mi się nie chciało stamtąd wracać do Warszawy. Las, puszcza, cisza, spokój, klasztor sióstr i te dzieci. Nie, no szał... Po prostu szał.
To był piękny piątkowy poranek.
Chciałem się z Wami tym podzielić. Po prostu.

Powrót do wszystkich wpisów