Chillout przy herbacie
To było bardzo sympatyczne zakończenie tygodnia. Bardzo...
Pamiętam, że tego dnia wracałem z występu we Wrocławiu, gdy nagle
przyszedł sms. Sms od jednej z dziewczyn pracujących w Agencji
zajmującej się promocją Memoriału im. Piotra Morawskiego.
Jako członek Kapituły mającej udźwignąć na swoich wątłych barkach
(bareczkach?) odpowiedzialność za wybór kolejnego (czwartego już!)
Laureata, miałem pokazać się na Gali rozdania kolejnej nagrody
Memoriału. A że gala była o godz. 15:15, to... Cóż... To mogło być ciężko z
dotarciem na czas.
- Stefan, my już zaczynamy. Ale śmiało wpadaj. Gala jest w sali na wprost od bramek - napisała mi, gdy nadal byłem w autobusie.
- Ale wiesz... To tak trochę "chamówa" wyjdzie, jeśli tak wparuję...
- Chodź, nie marudź. Wygrali w końcu twoi faworyci. Wypadałoby, abyś się pojawił.
No więc jadę dalej. Z plecakiem, z książkami z występu, z papierem
toaletowym rozwijającym się z bocznej kieszeni torby. Z wiatrem w
włosach. Lecę, pędzę! Jestem 30 minut po czasie. Po cichutku wchodzę do
sali... Na scenie Olga Morawska - wdowa po śp. Piotrku.
- O, jest
Stefan - "kurde, dostrzegła mnie", myślę pomstując na siebie, że nie
udało mi się niezauważalnie zająć ostatniego miejsca na sali.
- Dzień dobry Państwu... - odpowiadam z uśmiechem.
- Chodź , chodź - wała mnie ze sceny Olga.
- Ale...
- Chodź, chodź.
W ten więc sposób pojawiam się na scenie. W kurtce, z czapką w dłoni i rozwiązanym jednym butem na nodze.
- Potrzymaj chociaż ten mikrofon - proszę Olgę, by szybciutko móc
doprowadzić się do stanu używalności. Kurtka ląduje na krześle,
sznurowadło zawiązane. I się zaczyna.
- No, Stefan... - zaczyna Olga. - Skomentujesz?
- Ale co?
- No wybór, laureatów...
- A gdzie oni są? - pytam szczerze.
W tym momencie z drugiego rzędu zaczynają machać do mnie trzy
przesympatyczne twarze. Już ze zwycięską statuetką w dłoniach. Uff...
Normalni, fani ludzie. Czyli trafny dobry wybór. To dobrze...
Czemu
jednak o tym wszystkim piszę? Nie wiem. Może dlatego, że chciałbym jakoś
uhonorować w tym miejscu wspaniała ideę, jakiej patronuje równie
wspaniałe Małżeństwo. Małżeństwo Dwóch Wspaniałych Ludzi. Jednego, które
działa jeszcze stąd - Olgi. I drugiego, które robi to już stamtąd -
Piotra. To wyjątkowi ludzie - i pomimo że brzmi to dość pompatycznie,
nie użyję innego słowa - ludzie których charyzma naprawdę zaraża.
Pozwala uwierzyć w młodzieńcze marzenia. Mi już pozwoliła. Teraz
pozwoliła kolejnym śmiałkom. Za kilka miesięcy popłynąć spłynąć Leną...
Olga wcale nie zostawia laureatów samym sobie. Przekonałem się o tym
choćby teraz. Po trzech latach od wygrania Memoriału dostałem dziś
prześliczną statuetkę. Łohoł! I to jaką! Mosiężna skała z przymocowanym karabinkiem wspinaczkowym. No, bomba! Do tego cała ta wystawa zdjęć.
Tym ludziom naprawdę się chce. Wypada podziękować Panu Bogu, że stąpają jeszcze tacy po ziemi. Mocno podziękować.
- Teraz już wiesz, czemu cię tak ściągałyśmy na siłę... - szepcze Olga.
- Szalone wariatki...